Liban, czyli wojna w czystej postaci

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Liban [film]
Liban to jeden z filmów na które czekałem najbardziej od czasu wygrania przez ten obraz festiwalu w Wenecji. Udało mi się go obejrzeć w ramach Londyńskiego Festiwalu Filmowego, jednak z uwagi na to, że przespałem moment zamawiania biletów online (a rozeszły się one w błyskawicznym tempie), pozostał mi seans na DVD w Mediatece, do której miałem szczęśliwie dostęp dzięki akredytacji na festiwal jako reprezentant znanego niektórym z was portalu Filmaster. Początkowo mocno żałowałem, że tak ważny film oglądam na niewielkim ekranie monitora, w mało intymnej sali pełnej innych dziennikarzy i bloggerów. Po seansie zmieniłem jednak zdanie. Gdybym poszedł do kina nie jestem pewien czy wyszedłbym z niego żywy.

Historia zaczyna się w środku wojny, w czołgu. Nie mamy nawet czasu, aby poznać dobrze załogę. Reżyser wrzuca nas do pancernego pojazdu i każe szybko się dostosować do panujących tam zasad, bo w ciągu pół godziny ruszamy na kolejną akcję. Nie mamy zbyt wiele do gadania. Każą nam po prostu siedzieć cicho w dusznym, ciemnym pomieszczeniu na brudnej podłodze i przyglądać się światu widzianemu z tej perspektywy przez cały film. Czasem tylko wpada znerwicowany major wydać kilka rozkazów. "Ostrzelajcie każdy samochód nadjeżdżający z tamtego kierunku!" "Strąćcie tego gościa na dachu, razem z zakładnikami których przetrzymuje!" "Zniszczcie tę wioskę, nie ma pozostać tu żaden żywy człowiek!" Nie wiemy nawet o co właściwie toczy się gra, co robimy w tym nieprzyjaznym kraju i czego od nas wymaga dowództwo. Rozkazy są niskopoziomowe i mamy je spełniać nie myśląc o konsekwencjach, nie znając szerszego kontekstu ani naszej akcji ani wojny w ogóle. Za myślenie odpowiadają inni. Jeśli każą ci iść na pewną śmierć, wymagają, żebyś to zaakceptował. To co jest kategorycznie zabronione to zadawanie pytań oraz okazywanie jakichkolwiek ludzkich uczuć. "To jest wojna".

Liban to film wojenny totalny. Nie mamy tu fabuły. Oprócz jednego wyznania z dzieciństwa, prawie nie ma też dialogów. Jesteśmy na wojnie i czujemy to tak wyraźnie, jakby działo się to naprawdę. Wchodzimy w ten film bezwiednie i kompletnie. To my jedziemy w tym czołgu, to my popełniamy te zbrodnie. To my mamy to po prostu zaakceptować. Uczucie to jest na tyle realne, że przez większość seansu ciężko jest złapać oddech. Nie pamiętam innego filmu, który uzależniał od siebie od pierwszej minuty i tak całkowicie. I to największe osiągnięcie izraelskiego reżysera.

Film nie mówi niczego nowego o wojnie, cierpieniu, czy nadziei. Pierwsze skojarzenie z innymi obrazami to na pewno Helikopter w ogniu, z tym że tu zamiast dzielnych Amerykanów mamy niepewnych i przerażonych Izraelczyków, zamiast helikoptera mamy czołg, a zamiast nieustającej przez półtora godziny akcji, nieustające napięcie.
Psychologicznie Libanowi bliżej jest jednak do Walca z Baszirem, innej izraelskiej produkcji sprzed roku, na temat tej samej wojny. Oba filmy łączy ten sam klimat niepewności i bezradności. Bohaterowie nie ruszają się, a raczej unoszeni są przez wydarzenia. Działają mechanicznie, w tego rodzaju desperacji, która przemienia się w obojętność. Są lunatykami, którzy wyzbyli się wszelkich myśli.

Po seansie naszła mnie myśl, że Liban z pewnością dołączy do klasyków wojennego kina z ambicjami, jak Full Metal Jacket czy Czas Apokalipsy. Już tak nie uważam. Po prostu byłem jeszcze pod intensywnym wpływem obrazu Maoza Shmulika i nie myślałem logicznie.

Oglądnijcie Liban na własną odpowiedzialność i tylko wtedy jeśli na pewno chcecie doświadczyć wojny w czystej postaci. Bez patosu, bez bohaterów, bez miłosnych dramatów, bez sensu. Nie jest to film, który "trzeba obejrzeć". Ale to w żaden sposób nie przeszkadza mi nazwać Libanu osiągnięciem wybitnym kinematografii, w swojej kategorii bliskim arcydzieła.

Trailer obejrzycie tutaj:

Zwiastun:

A "Liban" jest na festiwalu Filmy Świata. A nuż @nicebastard napisze jakąś kontrnotkę. :)

A Filmy Świata niestety do Wrocławia nie dotrą, może jakieś odpryski za rok na ENH, wypada czekać...

Bardzo dobra recenzja, jestem zazdrosna.

Nicebastard będący pod finansową kreską musiał ostro przebierać w programie Filmów Świata i Liban nie przeszedł przez ostre sito selekcji :(

Szkoda. :/ Chociaż może nie bardzo wielka, skoro to taki straszny film.

Z tego co wyczytałam, reżyser sam brał udział w interwencji w Libanie w 1982 r. jako strzelec w czołgu i było to dla niego traumatyczne przeżycie. Wygląda na to, że udało mu się nim podzielić.

Dodaj komentarz