Palermo Shooting

Data:
Ocena recenzenta: 9/10
Artykuł zawiera spoilery!

„- Wierzysz w to, czego nie możesz zobaczyć?

- Wierzę wyłącznie w to, czego nie mogę zobaczyć.”

Oryginalny tytuł filmu „Spotkanie w Palermo” to Palermo Shooting, czyli Strzelanina w Palermo. Strzelanina wiąże się tu oczywiście z robieniem fotografii (choć wyrazowi temu bliżej do tłumaczenia: kręcenie zdjęć do filmu), lecz nie tylko. Pada w tym filmie sporo strzałów. Wypuszcza je śmierć w stronę głównego bohatera. Mierzy też do niego Eros. Ciekawe, która strzała ugodzi Finna.

Uwielbiam ten film, zakochałem się w nim od pierwszego wejrzenia. Bo jest o tym, co od dawna czuje moja dusza: że świat jest piękny i wspaniały i dzieje się w nim ogrom cudownych rzeczy, a jedyną barierą, żeby to dostrzec jesteśmy my sami.

Wprawdzie film nie jest zbyt subtelny, wszystko jest w nim może zbyt bezpośrednio powiedziane, ale mi to nie przeszkadza. W przypadku niemieckiego kina zawsze trochę obniżam poprzeczkę wymagań, w końcu ciężko być poetą gdy ktoś się posługuje językiem, w którym każde zdanie brzmi jak wyrok.

Piękna w tym filmie jest droga do przebudzenia. Stacją początkową w tej drodze jest poczucie wątpliwości, strachu i zagubienia, a końcową odkrycie, że liczy się tylko to, co dzieje się teraz. „Wszystko należy robić tak, jakby to był ostatni raz. Wszystko traktować poważnie, tylko nie siebie samego.”

„Ci którzy boją się śmierci, w istocie są tymi, którzy boją się żyć.”

Czy może istnieć cudowniejszy moment w ziemskim życiu od zrozumienia tego.
Podpowiedzi do naszego życia znajdują się na wyciągnięcie ręki. Klucz do ich ujrzenia tkwi w sposobie patrzenia. W filmie, dla nieszczęśliwego i ogarniętego udręką własnych myśli Finna, jest ich co niemiara:
- starcie ze studentką dotyczące powierzchowności i iluzji fotografii,
- uniknięcie wypadku na jednokierunkowej drodze,
- spotkanie pasterza i jego opowieść o Palermo, czyli matce portów,
- uciekające sprzed obiektywu postacie, które chciał uchwycić Finn na ulicach Palermo, czyli koza, albo szachiści (to znak który mówi: zaniechaj fotografowania, patrz. Rozkoszuj się pięknem, nie staraj się pojmać go w ramy fotografii)
- spotkanie Flavii.

Odniosłem wrażenie, że „Palermo shooting” jest bardzo osobistym filmem Wima Wendersa. Odbywa się w nim próba rozliczenia ze swojej działalności filmowej. Jest w nim wątpliwość i krytyczne spojrzenie na istotę kręcenia filmów. Dobitnie świadczy o tym genialna finałowa scena rozmowy ze śmiercią, która niepochlebnie wypowiada się o nieograniczonych możliwościach kreowania i manipulowania cyfrowym obrazem. Tytuł filmu i użycie w nim słowa shooting wskazuje, że nie chodzi tylko o fotografię. Praca fotografa ma przecież tak wiele wspólnego z pracą operatora filmowego.

Patrząc z innej strony, reżyser ma szansę stać się tym, którego nie dosięgnie strzała śmierci, podobnie jak autora fresku z muzeum, który umieścił na nim swoją postać.

Ujmuje mnie w tym filmie (i każe zignorować fakt, że nie jest tak subtelny) również to, że jest on hołdem jednego reżysera złożonym dla dwóch innych zmarłych w krótkim odstępie czasu (Ingmara Bergmana i Michelangelo Antonioniego).

Śmierć matki Finna, to śmierć osoby bliskiej. Takimi byli dla Wima Ci dwaj reżyserzy, którym on dedykuje film. Zrodził się on z myśli egzystencjalnych Wendersa, a prowadzi do czarującego podsumowania.

Dla mnie Wim Wenders będzie żył wiecznie

"Spotkanie w Palermo" to kwintesencja intelektualnej tandety i pretensjonalnej łopatologii. To filmowy Coelho. To ładna pocztówka z Palermo z fajną muzyczką skalana smrodliwym kiczem najgorszego sortu, gdzie banał goni banał. To zły, zły, bardzo zły film.

Z pasją komentarz. Aż chce się obejrzeć to "Palermo Shooting", żeby samemu się przekonać. ;)

Ojoj, Negrin, ależ surowa ocena. Przykro mi, że nie dostrzegłeś w tym filmie wiele poza dobrą muzyką i obrazami. Wydaje mi się, że jestem uczulony na tani sentymentalizm. Jeśli przymykam na coś oko w przypadku tego filmu, to ze względu na zaprezentowaną filozofię, która mi zwyczajnie podchodzi.

Oj, byłbym szczęśliwym człowiekiem, gdybym nie dostrzegł niczego poza muzyką i obrazami :) Ale niestety dostrzegłem intelektualną tandetę niegodną szanowanego filmowca. I nie mam tu na co przymykać oczu, bo istota tego filmu jest dla mnie niestrawna. Nawet proste prawdy można podawać dwojako: pretensjonalnie lub bezpretensjonalnie. Wenders przekręcił licznik tej pierwszej metody.

Esme: z pasją, bo są w kinie zjawiska, które mnie wielce irytują, i "Palermo Shooting", które widziałem minionego lata na ENH, wpisało się w ten trend :)

Notabene właśnie z konta Ofilmie dodałem na Filmasterze odnośnik do mojej recenzji "Spotkania w Palermo", gdzie pastwię się na nim bardziej szczegółowo ;)

Właśnie przeczytałam. Bardzo smaczna zła recenzja :)

O matko, "Palermo Shooting" to najgorsza chała jaką widziałem w zeszłym roku. Nie napisałem o niej notki tylko dlatego, że na samo wspomnienie tego filmu skacze mi ciśnienie.

Oglądając ten film przypomniał mi się film "Koniec z Hollywood" Allena, bo odniosłem wrażenie że Wenders był głuchy i ślepy, jak robił ten film. Szczyt pretensjonalności, największe filmowe rozczarowanie na ENH.

to nie koza. to owca.

Dziękuję za sprostowanie gatunkowe Pawesta i jak najbardziej słuszną poprawkę. Sporo w sumie tych owiec w filmie.

Dodaj komentarz