Nieprawdziwe "33 sceny z życia" Małgorzaty Szumowskiej

Data:
Ocena recenzenta: 5/10

„33 sceny z życia” Małgorzaty Szumowskiej – film na który czekałam z niecierpliwością, słyszałam, że jest poruszający, niezwykły, słyszałam o nominacjach, słuchałam wywiadu z reżyserką, wreszcie o licznych nagrodach, jakie zebrał na gdyńskim festiwalu filmowym. Miał poruszyć, pomóc zrozumieć, jak to jest, kiedy umiera bliski nam człowiek, a my dzień po dniu musimy patrzeć, jak powoli się od nas oddala.

I wciąż się zastanawiam, co przeoczyłam, czego mi w tym filmie zabrakło, że tak całkowicie uważam go za chybiony. Film Szumowskiej odczułam jako nieprawdziwy, pozostawił po sobie jakąś emocjonalną pustkę, nie wywołał pożądanych uczuć, a z innej półki głębokie rozczarowanie. Czy sam pomysł pokazania śmierci bardziej życiowo był czymś na tyle oryginalnym, że film zyskał uznanie publiczności i krytyków? Dialogi wydały mi się tak proste, banalne, nie na miejscu, dosłowność zabijała niekiedy dobrze ujętą trafność obserwacji. W tym obrazie są jaśniejsze akcenty – ukazanie pretensjonalności środowiska artystycznego, powierzchowność relacji łączących bohaterów, drobiazgi. Natomiast film mną nie wstrząsnął, zbyt duży dystans do historii, przestrzeń nie do pokonania wyznaczyła Szumowska, która przecież ma za sobą podobne przeżycia. Zagubienie, jakie towarzyszy bohaterom i sposób, jaki sobie z nim radzą wywołały u mnie efekt zażenowania. Publiczność pokładała się ze śmiechu i ten śmiech przeniósł się potem na cały film i takim go zapamiętałam. Śmiech nie do opanowania, w sytuacji kiedy odchodzi nie ktoś nam obcy, ale osoba bliska, myślę, ze wtedy nie stać nas na żarty z jej wyglądu, czy z ceremonii pogrzebowej, które można jeszcze podciągnąć pod reakcję histeryczną, tyle, że nie u wszystkich naraz, śmiech, kiedy trzeba i nie trzeba, kpina ze wszystkiego, w miejsce poczucia straty i rozpaczy.
Gdyby Szumowska użyła przy wychodzeniu poza schemat nieco subtelności, pozostawiła troszkę niedopowiedzeń, zatrzymała się w pewnych miejscach, a nie odzierała niemal wszystkiego z wartości (co ostatnio stało się modne niemal tak samo jak niegdyś przyprawianie wszystkiego patosem) to może udałoby się ten film obronić, a tak zachwyty nad nim wydają mi się mocno niezrozumiałe.
_________________

A jednak ja chcę bronić tego filmu. Widziałem go dwa razy i za każdym razem jestem zirytowany jedynie dubbingiem. Na pewno ten film popsuł fakt powstania w koprodukcji, ale pomysł był bardzo dobry... Czytałem przed chwilą recenzję Twoją z Tataraku i właśnie mi się wydaje, że te filmy sa na dwóch odległych biegunach... Tatarak jest filmem o szczerości, o samotnym przeżywaniu śmierci... Film Szumowskiej jest o tej drugiej stronie, o tym nieznośnym, nieszczerym przezywaniu śmierci w obecności innego człowieka... Piekło to inni, samotność jest wyzwoleniem... Na filmie rosyjskim Martwe dusze siedziała koło mnie para, w scenie kiedy mężczyźni palą zwłoki kobiety nad brzegiem rzeki, dziewczyna zirytowana zapytała chłopaka: dlaczego oni ją spalili ?! No właśnie... Czy w dzisiejszym świecie nie ma już prawa do intymości... Dlatego pogrzeb u Szumowskiej jest farsą...

Dubbing paskudny, ale to cały film mnie zirytował, jak naprawdę rzadko kiedy. Nie wiem, w obecności innych ludzi nie jestem nieszczera, podejrzewam, że ostatnią rzeczą jaką bym zrobiła w obliczu śmierci byłoby udawanie. To wszystko schodzi na dalszy plan, co inni sobie pomyślą. "Tatarak" jest mi bliski, czuję jego szczerość, tu wydawało mi się wszystko obliczone na efekt i sztuczne. Masz rację ludzie mogą być piekłem, ale dlatego, że sami im na to pozwalamy, ogrywając różne role, za bardzo przejmując się opiniami.

Widzisz, jakoś się z Tobą zgodzić nie mogę. Zwłaszcza z tytułowym "nieprawdziwe". Kłopot w tym, że człowiek w obliczu śmierci kogoś bliskiego... kłamie, udaje rzecz by można. Szumowska pokazała zwyczajnie to czym są szczere reakcje ludzi. Wcale w zdziwienie nie popadam, że dla widza może i to być wręcz wulgarne. Śmiech o którym piszesz, w zasadzie może i jest niepoprawny, jednak kto powiedział że nieprawdziwy?
Może właśnie tu pojawia się brutalność tej prawdy… trudno mi w tym dostrzec przejaskrawienia obrazu.
Przykro może czasem na to patrzeć... jednak to właśnie życie które film stara się ukazać bądź co bądź w naturalnych barwach.

Napisałam tak, bo dla mnie to było nieprawdziwe, nijak nie mogłam się odnaleźć w przedstawionym świecie, ani utożsamić z bohaterami. Każdy oczywiście może to odebrać inaczej. Nie znam takich zachowań, może wszyscy udają, w każdym razie dość przekonująco. Nawet cieszę się, że nie znam... Okulary przeciwsłoneczne na pogrzebie, jakiś zblazowany, wulgarny, obcy dla mnie świat. Zrozumiałabym używki, modlitwę, by jakoś sobie poradzić z cierpieniem, ale takie niesmaczne żarty? Wyszłam z kina mocno zdegustowana i do dziś film, jak mało który budzi moją niechęć.

Zapamiętałem ten film jako bardzo ciężki, może odrobinę za ciężki. Każdy ma inne przeżycia/doświadczenia dotyczące śmierci (bliskich/rodziny/przyjaciół) więc pewnie każdy inaczej odbierze ten film. Dla mnie ten film był studium rodziny "artystycznej", ludzi z innej gliny, którzy stają przed problemem wobec którego wszyscy jesteśmy "równi". Ciekawe studium ale dla mnie film zbyt ciężki.

@Pilotka: Piszesz, że czekałaś na ten film, u mnie niestety często działa to tak, że jak na jakiś film czekam i mam duże oczekiwania to potem się rozczarowuje. Mój przykład to Zapaśnik, nie jest to zły film ale po Źródle miał bardzo wysoko postawioną poprzeczkę.

Tak, to nie pierwszy raz Zu, kiedy oczekuję jakiegoś filmu, a potem czuję się rozczarowana. A przewrotnie, często bywało tak, że szłam na film z mieszanymi uczuciami, a okazywał się strzałem w dziesiątkę :) Ale na pewno to nie tylko to, widziałam filmy o śmierci, które były dużym przeżyciem emocjonalnym, wstrząsały prawdą ekranu, w tym przypadku wyszłam zdegustowana. Przyznam się, że ja bardzo nie lubię źle oceniać filmu, w każdym staram się wyłowić jakiś piękny albo choćby interesujący aspekt i żałuję, jak reżyser pozbawia mnie takiej możliwości...

Dodaj komentarz