69. Berlinale IV: Dokumentalnie...

Data:

Pies o imieniu Kasa (A Dog Called Money), reż. Seamus Murphy, prod.: Irlandia/Wielka Brytania 2019, czas: 90’, sekcja: Panorama Berlinale 2019

Jeden z moich ulubionych filmów Panoramy, dokumentacja procesu twórczego. Seamus Murphy po przyjacielsku zaproponował Polly rejestrację jej podróży do Afganistanu, Kosowa oraz Waszyngtonu, która to wyprawa miała być źródłem inspiracji do napisania nowego albumu. Stopniowe opracowywanie płyty można było również obserwować w specjalnie skonstruowanym do tego celu szklanym studio, wewnątrz którego muzycy bez zakłóceń przygotowywali wersje utworów, a spragnieni podglądactwa fani zerkali na artystkę przy pracy przez weneckie lustra. Wprawna ręka dokumentalisty unika jak ognia gadających głów, za to wychwytuje PJ podczas spacerów, rozmów z przechodniami, pisania tekstów czy negocjowania brzmień z innymi instrumentalistami. Anglicy powiedzą po prostu „she’s a proper rock star”, a ja z chęcią sięgnę po płytę, której tytuł jednej z piosenek zainspirował tandetny amerykański kundel o dziwacznej ksywie. Można rozprawiać długo nad fenomenem PJ Harvey, w sumie to film-też-kreacja, ale podziwiać można spokój i skromność piosenkarki oraz pełny profesjonalizm przy pracy. Widzowie, którzy przegapili tytuł podczas majowej edycji DOCS Against Gravity, mogą nadrobić zaległości na zbliżającym się festiwalu Transatlantyk 2019.

Ojczyzna to miejsce w czasie (Heimat ist ein Raum aus Zeit/Heimat is a place in time) reż. Thomas Heise, prod.: Niemcy/Austria 2019, czas: 218’, sekcja: Forum Berlinale 2019

Monumentalny, prawie czterogodzinny dokument reżysera Tomasza Heise, poszukiwacza niemieckiej tożsamości, nadwątlonej w trakcie II wojny światowej oraz przez jej komunistyczne następstwa. Sunące ociężale pociągi i tramwaje, rudery pozostałe po wojennej zagładzie parafują omawiane tragiczne dzieje narodu ostatniego wieku. Wychodząc z okresu międzywojnia i czasów prześladowań żydowskich reżyser nie stawia sobie za cel dokumentację Holocaustu na wzór Claude Lanzmanna, ale przechodzi dalej, do czasów enerdowskich, zawirowań uniwersyteckich, a potem do czasów swojego dzieciństwa. Niektóre z jego wspomnień bądź cytowanych listów kontrastowane są monochromatycznymi kadrami kręconymi współcześnie. Chronologiczna struktura filmu markuje koniec pewnej epoki, gdzie dzisiejsze kłopoty zdrowotne starszego pokolenia są błahostką w porównaniu z wojennymi dramatami. Wytrawni widzowie docenią film Heisego mimo monotonii głosu reżysera czytającego listy i dokumentu z offu. Bez wielkich zaskoczeń formalnych film pozostaje rzetelną kroniką trudnych czasów. Do wyszukania na festiwalach w trakcie sezonu wakacyjnego, dotychczas dokument nie był obecny w kinach ani obiegu festiwalowym.

Norma (Normal), reż. Adele Tulli, prod.: Włochy 2019, czas: 70’, sekcja: Panorama Berlinale 2019

Przewrotny dokument, którego nie da się opisać bez spojlerowania fabuły, więc jeśli ktoś planuje oglądać, proponuję przejść dalej. Włoska debiutantka zaprasza nas na przegląd zachowań dotyczących płci, bez odautorskiego komentarza. Zwariowane pomysły dzieci i dorosłych oglądamy z lekkim pobłażaniem, nawet pogardą, bo nie da się reagować inaczej na sceny wykonywania dziecięcego makijażu w wesołym miasteczku, przejażdżek głupkowatymi karuzelami, wyścigów gokartów czy serii ćwiczeń na świeżym powietrzu dla świeżo upieczonych mam z wózkami? I nie miałoby to w ogóle nośności, gdyby nie scena końcowa. Maruderzy, którzy wyszli w połowie filmu, a takich było sporo, nie będą w stanie odnieść się do pomysłu reżyserki. Ciąg pseudo-normalnych czynności puentuje ceremonia zawarcia związku małżeńskiego między dwoma mężczyznami. Panowie stoją w eleganckich garniturach na scenie zabytkowego teatru, gdzie podpisują dokumenty i płaczą ze wzruszenia. Świetne uderzenie w stół (w twarz?) i ferment do dalszych dyskusji na temat partnerstw tej samej płci. Film można było zobaczyć na DOCS Against gravity 2019.

Co mówiła? – sztuka Pauline Kael (What She Said: The Art of Pauline Kael), reż. Rob Garver, prod.: Stany Zjednoczone 2019, czas: 95’, sekcja: Panorama Berlinale 2019

Praca krytyka filmowego do łatwych nie należy. Łatwo narazić się znanym osobom albo przekroczyć zakres swoich kompetencji i zbyt dosadnym komentarzem sprawić, żeby filmowiec zrezygnował na jakiś czas z wykonywania fachu. Legenda amerykańskiej krytyki filmowej, Pauline Kael, pojawia się w informacyjnym debiucie dokumentalnym cyklu Panorama. W jej odczuciu mało intratne zajęcie krytyka filmowego to misja, bez której jedyną formą nagłośnienia tytułów kinowych zajmą się ich sprzedawcy, a to z kolei spowoduje stagnację kina, które nie powędruje w żadnym sensownym kierunku. Podziwiana przez innych krytyków, dowcipnie złośliwa, recenzuje na ekranie klasykę filmu, m.in. takie tytuły jak „Hiroszima moja miłość”, „Lawrence z Arabii” czy „Ostatnie tango w Paryżu”. Skarykaturyzowana komiksowo Pauline doskonale orientuje się w trashowym charakterze ekranowych przyjemności przyciągających przed ekran widzów i wyodrębnia nawet dwie kategorie tzw. guilty pleasures. Autorka kilku książek, wspierana w pisaniu na maszynie przez córkę, mimo mało interesującej formy przekazywania faktów, zapada w pamięć jako osoba pogodna, bezgranicznie oddana swojej pasji. Zapytana pod koniec życia przez swojego wnuka o ukochane dzieło X muzy bez zająknięcia wymienia tytuł francuskiego filmu niemego, z kolei na pytanie o ulubiony czas swojego życia odpowiada: teraz. Dokument powstał w związku z okrągłą rocznicą śmierci redaktorki. Póki co, dokumentu nie potwierdzono na żaden polski festiwal.

Lapü (Lapü), reż. César Alejandro Jaimes, Juan Pablo Polanco, prod.: Kolumbia 2019, czas: 75’, sekcja: Forum Berlinale 2019

Dokument rejestrujący w milczeniu rytuał obmywania kości niedawno zmarłych krewnych. Z uwagi na drastyczny charakter procedury, nie polecam filmu osobom o wrażliwszych żołądkach. Bohaterka, Doris z plemienia Wayuu, nawiedzona w śnie przez zmarłą kuzynkę, w celu zapewnienia jej spokoju po śmierci ma zgodnie ze starodawnym zwyczajem odkopać zwłoki i przeprowadzić ich mycie, a następnie ponownie pogrzebać resztki. Mimo tematu ciężkiego kalibru debiutantom udało się balansowanie na cienkiej linii eksploatacji, ich film jest po prostu dokumentacją mało apetycznej i chyba na szczęście zanikającej tradycji. Kamera rejestruje też uczestników ceremonii, których twarze zastygają w grymasie odrzucenia, ale i ciekawości zarazem; podobne emocje zarysują się zapewne na twarzach widzów. Całość opatrzono przemyśleniami o odchodzeniu, wiele scen przedstawia przyrodę za dnia i w nocy, wiatr porusza zasłony, a światło księżyca zagląda do pomieszczeń. Kontrowersyjne, do zobaczenia w sezonie letnim na festiwalu Nowe Horyzonty 2019.

Lata budowy (Years of construction), reż. Heinz Emigholz, prod.: Niemcy 2019, czas: 93’, sekcja: Forum Berlinale 2019

Panoszący się w tegorocznych dokumentach epicki rozmach zdjęć, który wykorzystuje najnowocześniejsze technologie fotografowania, może sprawiać, że drapieżna wizja reżyserska staje się ostatecznie jałowa. Jeśli przeszkadzał Wam zbyt monumentalny charakter „Anthropocene” czy piękne i przerażające zdjęcia „Ziemi”, której przekaz został zabity wstawkami gadających głów, proponuję sięgnąć po realizowany prostymi środkami film Heinza Emigholza pt. „Lata budowy”. Ulubieniec i wieloletni gość Berlinale, na co dzień pracujący akademicko w Austrii, postanowił udokumentować przebudowę centrum sztuki w Mannheim, która trwała 5 lat. Rozpoczynając od filmowania najbliższego otoczenia obiektu, jego osadzenia w przestrzeni miasta, stopniowo, w statycznych ujęciach, bez autorskiego komentarza, dokumentuje kolejne etapy przebudowy. Po kilku minutach projekcji wchodzimy już do wnętrza budynku gdzie po wstępnych rozbiórkach powstają nowe perspektywy, hałasują dźwigi i wiertarki, beton uzupełniany jest szkłem, a farba schnie na ścianach. I ktoś powie, ot, kolejny film akademicki, ale w prostocie przekazu tkwi siła. Doświadczamy odświeżającej przemiany, emocje podobne są tym odczuwanym w trakcie oczyszczającej kąpieli. Podziwiany lifting budynku puentują przebitki prezentujące nowe funkcjonalności galerii, a w naszych płucach pojawia się nowe powietrze. Chciałoby się prosić o więcej takich filmowych doświadczeń, duży ekran w rodzimych kinach powinien je gościć zdecydowanie częściej.