O dwóch takich co zmienili bejsbol

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Tych dwóch facetów zmieniło sposób w jaki zarządza się drużynami bejsbolowymi. Pierwszy z nich jest nieśmiały, chorobliwie otyły, nosi okulary, najwięcej czasu spędza przed monitorem wpatrując się w liczby. Drugi jest pewny siebie, nawet trochę arogancki, przystojny, pełen energii, ale meczów swojej drużyny nie ogląda. Ten dziwny duet stoczył walkę z establishmentem bejsbolowego świata, wprowadzając idee naukowego zarządzania drużyną bejsbolową. Ten dziwny duet to bohaterowie filmu „Moneyball”.
Autorem scenariusza tego filmu jest Sorokin, który już zaliczył bardzo udaną próbę przeniesienia historii z życia wziętej na scenariusz filmowy przy pracy nad „Social Network”. Pewnie teraz pisze scenariusz opisujący życie i twórczość Steva Jobsa.

Scenariusz jest jednym z najsilniejszych atutów tego filmu. Skonstruowany został według wzoru: „im dalej od celu tym większa stawka”. Na początku stawką o, którą walczy bohater jest dobry wynik drużyny, po pięciu przegranych meczach stawka wzrasta do możliwości utraty pracy, a gdy jego drużyna przegrywa dziesiąty mecz z rzędu , stawką jest już możliwość utraty kontaktu z córką.

Drugi główny atutem filmu to aktorstwo i konstrukcja bohaterów. Brat Pitt jest świetny, ale nic dziwnego, jego rola jest bardzo „pittowska”. Bohater, którego gra nazywa się Billy Beane i jest kierownikiem klubu Oklahoma. Jest urokliwy, bystry, pewny siebie i zdeterminowany by zdobyć mistrzostwo mimo, że klub, którym zarządza jest biedny, a każdy wartościowy zawodnik, zaraz po tym jak się wylansuje, zmyka do drużyny, która więcej płaci.

Jego asystentem jest Peter Brand, w którego wciela się Jonah Hill. Gra naprawdę dobrze, jego nieśmiałość i wyjątkowo rzucające się w oczy defekty fizyczne rozczulają człowieka, który go ogląda.
Ale także postacie drugo lub trzeciorzędne zapadają w pamięć. Szef ekipy wyłapywania talentów jest przekonujący, charakterystyczny i nie lubimy go po dosłownie 1,5 minucie oglądania go. Czarnoskóry asystent trenera, swoją ironią i dobrymi tekstami, przykleja się do świadomości widza.
I oczywiście Philip Seymour Hoffman, który udowodnił, że świetnie spisuje się zarówno jako odtwórca roli pisarza, intelektualisty, jak i prostego prowincjonalnego trenera.

Historia tego filmu to zmagania dwóch innowatorów, którzy chcą zmienić sposób w jaki konstruuje się i zarządza drużyną bejsbolową. Ta rewolucyjna zmiana jakiej chcą dokonać polega na tym, że o wyborze zawodników do drużyny przestają decydować ściśle wyszczególnione umiejętności, takie jak szybkość, siła rzutu, itp. Decydujące znaczenia ma mieć ilość zdobywanych punktów przez zawodnika, a materiałem na podstawie, którego dokonywany ma być wybór, to statystyki a nie obserwacje łowców talentów.

I tu dochodzimy do jedynego problemu jaki ja miałem z tym filmem, a jest nim amerykańska arogancja. Twórca filmu nie przyszło do głowy, że ktoś może nie znać i nie lubić bejsbolu. I ktoś taki nie wie, kto ma racje w tym sporze? I ktoś taki, niestety, czuje się zagubiony i musi „na kredyt” opowiedzieć się za bohaterem pozytywnym filmu, tylko ze względu na sympatie do niego. A dość łatwo bohater zyskuje tę sympatię, gdyż jego antagonistami są ludzie, którzy fizycznością i zaciekłą walką o własne posady do złudzenia przypominają członków PZPN-u.

Przesłanie filmu jest dość proste, chodzi o determinacje w walce o swoje ideały i o tym, że nie da się zniszczyć idei, która jest „duchem czasu”. Jej reprezentanci mogą ginąć, sama idea przetrwa.

Zwiastun:

O, fuj, same spojlery!
Też miałam podobne odczucia, tyle że dodatkowo Pitt w dojrzalszej wersji przypomina mi tu Rourke'a z Zapaśnika...;) I chyba przez to, a może też przez bejsbol, którego nie lubię, bardziej mi się podobał Invictus

Ja niestety nie zauważyłem podobieństwa miedzy dojrzałym Pittem a bohaterem filmu zapaśnik. Różni ich nie tylko dobre 20 kilogramów, ale także nastawienie do życia, poziom energii życiowej, optymizm, relację z córką, inteligencja, poczucie humoru, ilość znajomych, seksowność. Jeśli kogoś miałby mi przypominać Pitt to raczej José Mourinho (trener Realu Madryt), ten sam poziom arogancji, ta sama chęć odniesienia sukcesu, podobna charyzma.

Kajam się za brak precyzji - chodziło mi o samą twarz. Cóż, wychowałam się w czasach kultu boga seksu bratapita, a więc podświadomie widzę go wiecznie młodym. A że do Rourke'a akurat - no mnie go Pitt momentami przypominał i już.

Może opuchlizną na ryjkach byli podobni, bo są takie fragmenty w jednym i drugim filmie, gdzie wyglądają tak, jakby dzień wcześniej wspólnie łoili denaturat. Ale Brat czasem się uśmiecha. a Mike wygląda tak, jakby mu obumarły mięśnie twarzy odpowiedzialne za podnoszenie kącików ust.

Dodaj komentarz