Komediowy zonk

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Ekranizacja książki Hanny Samson pt. „Wojna żeńsko-męska i przeciwko światu” brzmi obiecująco. Autorka świetnie konstruuje postacie, więc spodziewam się, że i scenariusz do filmu napisała nieźle. Palkowski, twórca znakomitego „Rezerwatu” o warszawskiej Pradze, też zdaje się być gwarantem dobrego kina. Muzykę do filmu skomponował Robert Janson, który w takich zadaniach się sprawdza. No i obie Bohosiewicz – Sonia i Maja… zwłaszcza Sonia, to aktorka, na którą dobrze się patrzy, zdolna dziewczyna jest po prostu.

Zapowiada się więc film noszący znamiona może nie wybitnego, ale niezłego kina, dobrej zabawy, humoru. Wiadomo: komedia. Może wreszcie coś na miarę „Rejsu” czy „Seksmisji”? Idę więc na pokaz pełna dobrych przeczuć.

I co? Ano zonk, panie i panowie!

Bohaterką filmu jest Barbara Patrycka (Sonia Bohosiewicz), samotna mama nastoletniej córki (Maja Bohosiewicz), nie pierwszej już młodości, z obawą zerkająca w lustro, kobieta pracująca, której brakuje kasy przed końcem miesiąca, autorka niesprzedającej się romantycznej powieści; kobieta, której daleko do ideałów z „Top Madl”, z oklapłą fryzurą i fałdką na brzuchu. Patrycka zdaje się przedstawiać portret większości polskich kobiet po czterdziestce, które najlepszą część życia mają już za sobą. Różni się od nich jednak. Bierze sprawy w swoje ręce, w ciągu kilku miesięcy zmienia się tak, że zostaje gwiazdą show. Pozwala jej na to seksowna już wtedy figura, a także klinika prącia, którą otwiera, a w której na podstawie gabarytów penisów diagnozuje mężczyzn problemy psychiczne.

Taki opis fabuły zwiastuje przaśny, niezbyt subtelny humor. To co prawda pójście po najprostszej linii oporu, ale co tam, idę na komedię, więc żądna jestem zabawy, popłakania się ze śmiechu, i niewiele mnie interesują techniki, jakimi twórcy zmuszają mnie do płaczu. Tymczasem na tym filmie można się popłakać. Ale z irytacji. Momenty, w których ciut się uśmiechnęłam, można policzyć na palcach jednej ręki. Zbiorowej głupawki wśród publiczności, licznej!, nie odnotowano. Coś tu niehalo, komedia jednak powinna być śmieszna. Chyba?

Mimo że ani Bohosiewicz, ani Janson nie zawiedli, a cała obsada to znani i lubiani aktorzy (świetnie wykreowany przyjaciel-gej jest ozdobą filmu), scenariusz rozczarowuje – to przecież w nim powinno skrzyć się od gagów! Nie powalają też efekty specjalne, prostackie i płaskie, prawie tak perfekcyjnie plastikowe jak w „Wiedźminie”. Rozumiemy te nachalne skojarzenia z telewizyjną wierchuszką (słoma w butach, pokłony w pas, peerelowskie sprzęty i pustka), ale ta nachalność jest tak nachalnie nachalna, że nie śmieszy! Macanie penisa, zabawne może za pierwszym czy za drugim razem, za 23345662348912 razem już też się nudzi. No i ile razy można oglądać takie same sceny łóżkowe?

„Wojna” jest wprawdzie dużo lepsza niż „Lejdis” czy „Testosteron”, ale te dwa są tak bardzo poniżej wszelkiej krytyki, że to wcale nie jest komplement. Jeśli spodziewacie się śmiesznej komedii, miłego odmóżdżacza na wieczór, nie idźcie na ten film! Możecie się przejść, żeby zobaczyć seksowne nogi Bohosiewicz, słodkiego miśka Karolaka albo zmarszczki Szapołowskiej, za które się obraziła na kamerzystę.

A jeśli chcecie zobaczyć przesłodką biszkoptową labinkę, która w filmie pojawia się często, idźcie koniecznie! Tylko ją warto oglądać.

PS. Strona filmu tu: http://www.wojnazenskomeskafilm.pl/
Nie udało mi się znaleźć zdjęć labinki, jedynych wartych zamieszczenia w notce.

Zwiastun: